Co we wnętrzach nie uchodzi

O gustach podobno się nie dyskutuje, a upływający czas potrafi diametralnie wpłynąć na pewne nasze wybory. Któż z nas nie pamięta butów ze szpicem czy fioletowych cieni na powiekach? Niech rzuci kamieniem ten kto nie czuje lekkiego zażenowania patrząc na swoje stare zdjęcia. Ja, na przykład, zawsze wstydzę się kiedy patrzę na moje fryzury z lat nastoletnich i początku studiów. Wyglądałam jakby napadł na mnie jakiś wściekły pies i popodgryzał końcówki włosów tu i ówdzie. Wesołe czasy.

I tak jak śmiejemy się trochę nerwowo z naszych starych zdjęć, tak prawdopodobnie będziemy patrzeć z niedowierzaniem na zdjęcia z czasów teraźniejszych. Moda się zmienia, a co za tym idzie i my się zmieniamy. Dziś przygotowałam zestawienie wnętrzarskich koszmarków, które kiedyś były hitem i do dnia dzisiejszego królują w niektórych domach. Powodów tego panowania jest wiele: ograniczone możliwości finansowe, brak entuzjazmu na myśl o remoncie czy zwykłe „mam to gdzieś”. Czasami bywa też tak, że zwyczajnie bierzemy pewne rozwiązania za standard i nie zastanawiamy się dwa razy zanim podejmiemy jakąś remontowo-dekoratorską decyzję.

Firanki

Nie mam na myśli długich i gładkich firanek, które często zasłaniają nieciekawy widok za oknem, albo po prostu sprawiają, że wnętrze jest przytulniejsze. Sama mam takie firanki w sypialni, bo to takie pomieszczenie, w którym nie chciałabym mieć gołych okien. Mam na myśli wszystkie fantazyjnie upięte, podwiązane i udrapowane cuda. Często, jakby w oczach „stylistki” okna brakowało im przepychu. Dlatego zdobi je dodatkowo średnio gustowna kokardka czy inne wiązadło. Nie lubię też krótkich firanek i zasłonek. Czy kaloryfer to naprawdę coś co powinniśmy eksponować? Dla mnie to trochę wygląda tak jakby zabrakło pieniędzy na więcej materiału.

bear brown children toys cushion
Photo by Digital Buggu on Pexels.com

 Ściany

Kanarkowa żółć na ścianie, bo wtedy „pokój jest weselszy”. Czy nasz dom to wesołe miasteczko? Nie wydaje mi się. Nie twierdzę, że tylko biały i szary ma rację bytu na ścianach, wręcz przeciwnie. Najnowsze trendy zachęcają do malowania ścian na różne kolory i mnie się to bardzo podoba. Nie zniosę tylko tego kanarkowego.

Meble holenderskie

Kojarzycie sklepy z „meblami holenderskimi”? Może lata temu kiedy w Polsce meble można było kupić głównie na targu albo w sklepie, w którym stały dokładnie te same meble tylko droższe o czynsz budynku, takie sprowadzane cuda stanowiły jakąś alternatywę. W dodatku sprawiały wrażenie, że dom jest urządzony na bogato. Całe szczęście, dzisiaj większość ludzi nie ma potrzeby otaczania się skórami i wielkimi topornymi meblami, po to by się pokazać.

Elipsowaty stolik kawowy przykryty serwetką.

Chyba nie wymaga komentarza.

Kolorowe deski toaletowe.

Nie wiem co myśleć o osobie, które pierwsza na to wpadła. Chory psychicznie czy geniusz zła? Jedno z dwóch, ale nie wyobrażam sobie korzystania z łazienki, w której po desce „pływają” rybki. A jeżeli jeszcze pod toaletą leżałby dywanik to ja już w ogóle podziękuję i (nie) wysiadam.

apartment bed bedroom chair
Photo by Pixabay on Pexels.com

Miłość do beżu i brązu.

Osobiście uwielbiam beże we wnętrzach. Uważam, że dodają ciepła i wnętrze dzięki nim jest dużo bardziej przytulne. Nigdy nie byłam fanką zimnych wnętrz w kolorach biel i szary. Wiem, że są łatwe do skomponowania, bo co niby miałoby tutaj pójść nie tak, ale dla mnie są bezosobowe i tak naprawdę to nie da się w nich żyć, bo wystarczy bluza rzucona na kanapę czy zestaw klocków lego na dywanie i po całym efekcie. Beże i brązy są cudowne, ale tylko wtedy kiedy są stosowane umiejętnie. Meble wenge, beżowe ściany i brązowe dywany to zdecydowanie przeżytek.

Reprezentacyjne” łóżko.

Trochę mnie rozczula takie łóżko z narzuconą kapą i jednym płaskim jaśkiem rzuconym na sam środek. Oczywiście rozumiem, że nie każdy ma ochotę codziennie układać stosy dekoracyjnych poduszeczek, nie każdemu chce się łamać głowę całą logistyką przedsięwzięcia. Ale ten smutny jasiek to tak niby udaje jakiś dekoracyjny wysiłek, ale jednak nie robi żadnej roboty.

Koce i narzuty

Łóżko przypomina mi o innej delikatnej sprawie, czyli o kocach i narzutach. Zostawmy te ze zwierzęcym motywem w latach 90-tych.

Dekoracje ścian.

Obrazy z Obi czy plakaty z napisami motywacyjnymi lub tandetnymi grafikami to po prostu wielkie NIE. A tryptyki z allegro to potrójne NIE. W naszym domu jest taka ściana w pokoju dziennym (KLIK), która już sześć lat czeka na coś wyjątkowego. Mamy kilka takich perełek, które wiele dla nas znaczą, ale pojedynczo zaginęłyby na ścianie. Ponieważ, tak jak już pisałam wcześniej, nie lubię idealnych i katalogowych wnętrz, postanowiliśmy stworzyć w tym miejscu galerię. Taką bardzo eklektyczną, z różnymi ramkami i prawo wstępu na nią maja tylko te rzeczy, które mówią coś o historii naszej rodziny, tak jak np. obrazy mojej babci lub, które wyjątkowo nam się podobają.

Podwieszane sufity z kolorowymi ledami.

Czasy kiedy właściciel mieszkania z dumą prezentuje w ilu kolorach może podświetlić pokój już chyba dawno minęły. Mimo to, ja nadal mam przed oczami taki obrazek: dumny mieszkaniec domu bierze do ręki pilota i mówi: „O a teraz mam niebieskie światło, a mogę mieć, o proszę Cię bardzo, zielone. Mam aż 5 kolorów!”.

Chińskie pamiątki z podróży po Europie.

Od jakiegoś czasu w ogóle staram się nie przywozić do domu „pamiątek” w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Z podróży do Szkocji przywiozłam wełniany szal, który dzielnie ociepla mnie zimową porą. Z Anglii przyjechała z nami herbata. A z Grecji to głównie raki (to były czasy studenckie, także nie oceniajcie). Takie durnostojki nie wyglądają dobrze, wprowadzają misz masz i w dodatku utrudniają sprzątanie.

Łuki

Taki akcent architektoniczny. Kiedyś kojarzył się z bogactwem. Kto miał łuki to był gość. Dzisiaj to już zdecydowanie przeżytek, a w dodatku detal, który naprawdę nie pasował do polskiej architektury.

Poręcze z giętej stali

Nie mogę się oprzeć porównaniu z bramą cmentarną. Nie lubię, tak samo jak nie lubię szklanych poręczy. Te drugie jednak mogą pasować do wielu domów, natomiast te pierwsze to wyglądałyby tylko dobrze w jakimś pałacu.

black metal desk lamp
Photo by Eneida Nieves on Pexels.com

Sztuczne kwiaty

Chociaż dzisiaj sztuczne kwiaty potrafią być genialnej jakości, to ja jednak jestem na nie. Żeby być całkowicie szczerą, muszę się przyznać, że mam dwa takie zielone z ikei w swoim ganku, ale to tylko dlatego, że nic innego tam nie przeżyje. Zimą zimno, latem ukrop. Mój prywatny dekalog wnętrzarski zezwala na wykorzystanie sztucznych kwiatów tylko w wyjątkowych sytuacjach.

Latające dywany  

Niektóre dywany latają po pokoju, chociaż w pobliżu nie ma Alladyna. Co ja bredzę o latających dywanach? Chodzi mi o to, żeby pamiętać, że rozmiar ma znaczenie! Nie kładźmy malutkich ściereczek pod stolikiem kawowym i pamiętajmy też, że dobrze kiedy dywan jest lekko wsunięty pod kanapę.

Co dodalibyście do tej listy? Jestem bardzo ciekawa o czym mogłam jeszcze zapomnieć.

PS. Drogi czytelniku, wybacz brak zdjęć w części wpisów. Z powodu chwilowego zaćmienia intelektualnego, zupełnie bezsensownie usunęłam część z nich. Wszystko wróci do normy na dniach.

Dodaj komentarz