W ostatnim czasie blog nabrał trochę innego charakteru. Samo prowadzenie go sprawia mi dużo frajdy i nie mam ciśnienia na to żeby miał dużą liczbę wyświetleń. Jeżeli znajdzie się chociaż kilka osób, które wchodzą tu z zainteresowaniem i lubią ten mój mały blogowy kawałek świata, to ja już jestem szczęśliwa. A ponieważ traktuję teraz tą stronę jakby to był mój pamiętnik, pewien sposób przechowywania wspomnień i moich odczuć, postanowiłam raz w miesiącu wrzucać zbiór zdjęć, które dokumentują nasz ostatni miesiąc. Zdjęcia nie będą takie ładne i wymuskane, bo zamierzam je robić spontanicznie i nie poddawać żadnej obróbce:) I tak zaczynam od września, który był pełen wyzwań, wyjazdów i nowości.
Lubię zastanawiać się jak wygląda takie mieszkanka w środku. Jeżeli z zewnątrz jest tak cudownie, to i wnętrze musi być piękne!
Pierwszy weekend września spędziłam nad morzem. Wybrałam się tak w kilkoma osobami z mojej pracy, ponieważ uczestniczyliśmy w Business Run. Muszę przyznać, że sam bieg kosztował mnie trochę nerwów. Kiedy czekałam na swoją kolej serce waliło mi tak, że myślałam, że zaraz wyskoczy z piersi. Sama nie wiem czym ja się tak denerwowałam. W końcu dystans nie był długi, a cała impreza miała charakter charytatywny i nie było potrzeby „robienia” super czasu. A kiedy już biegłam to w głowie kołatała mi się tylko jedna myśl: ‘nigdy więcej, nigdy więcej”. Za to na mecie czułam się taka szczęśliwa, że pod wpływem chwili, umówiłam się z mężem na Runmageddon w przyszłym roku. Teraz, kiedy emocje już opadły, nie jestem taka pewna czy to najlepszy pomysł😉
Plaża w Orłowie.
Trafiliśmy na przygotowania do ślubu na molo w Orłowie.
Jest i medal!
We wrześniu obchodziliśmy też urodziny Emilki (więcej można przeczytać TU). Bardzo chciałam sama zrobić dla niej tort, a że jej podstawowym wymogiem było to żeby był różowy, to musiałam trochę pogłówkować. Tort wyglądał tragicznie. Zdecydowanie nie mam umiejętności ozdabiania wyrobów cukierniczych. Wstydziłam się jak cholera i poważnie zastanawiałam się czy nie lecieć do cukierni po jakieś gotowe i estetyczne rozwiązanie. Ale Darek stanowczo zabronił. Uznał, że może i brzydki (szczerość do bólu), ale zrobiony z sercem i to jest najważniejsze.
W trakcie pieczenia.
Koleżanka z pracy poradziła żebym kupiła bitą śmietanę i trochę podratowała to brzydactwo, tylko żadna z nas nie posiada doświadczenia w dziedzinie tortów i niestety cała ta śmietana rozpłynęła się w pudełku, brudząc przy okazji moje spodnie (już w drodze do bawialni). Pomyślałam sobie, że z tym tortem to trochę jak z obroną na studiach: „pięć minut wstydu, a tytuł na całe życie”, przeprosiłam wszystkich za paskudztwo i w duchu pomodliłam się żeby chociaż dobrze smakował. Całe szczęście mój honor został uratowany w momencie rozkrojenia. Był pyszny i pięknie wyglądał! Uf….
Kiedy jeszcze pogoda była prawdziwie letnia, wycinaliśmy przerażające dynie. Tymek wybebeszył wszystko z środka, tata pomógł mu wyciąć buźkę. Emilka zadecydowała, że ona woli sobie namalować.
Kolejny weekend to wyjazd do Lublina. Bardzo stresujący, bo zaczęłam studia a to był pierwszy zjazd. Okazała się, że muszę rysować, a niech tort będzie wystarczającym świadectwem moich zdolności manualnych. Potem zupełnie pogubiłam się na zajęciach z programu komputerowego, na którym chciałabym kiedyś pracować. A na koniec nie umiałam narysować taboretu. No początek może nie był zachęcający, ale nie poddaję się i liczę na to, że w którymś momencie pootwierają się w mojej głowie klapki i zacznę działać.
Był to również weekend urodzinowy mojej przyjaciółki, dlatego wybrałam się z nią i jej mężem na pyszną kolację i drinki. Przy okazji pospacerowaliśmy po Lublinie, moim ulubionym mieście.
Trzeci weekend miesiąca to rodzinny wyjazd do Chorzowa na pokaz Monster Trucków. Chociaż całe wydarzenie było niby dla dzieci, to my dorośli bawiliśmy się równie dobrze.
Emilka umila czas ludziom stojącym w kolejce swoimi tańcami.
W tym miesiącu dokonałam drastycznego cięcia i skróciłam mocno włosy. Za to zapomniałam o pomalowaniu paznokci;)
Zrobiłam też skromne przetwory.
To był bardzo intensywny miesiąc, co chyba widać na zdjęciach. W październiku też nie będziemy próżnować!
O widzisz! Ja też 3 września drastycznie skróciłam włosy po dwóch latach mozolnego zapuszczania 🙂 Powędrowały do fundacji Rak’n’roll, bo taką obietnicę złożyłam sama sobie dwa lata temu, gdy po biopsji okazało się, że zmiana w piersi to tylko torbiel 🙂 Trzymam kciuki za dalsze zjazdy. Ja sama pracuję na programie Pro100, ale myślę, że przy odrobinie wprawy wszystkie te programy są do ogarnięcia i tylko na początku straszą 🙂 Powodzenia!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo szlachetny gest:) Ja moje ścinałam stopniowo, a wiem, że jest wymagana jakaś konkretna długość. W przyszłości na pewno o tym pomyślę!
PolubieniePolubienie